Jako mamy nie mamy lekko. Żyjemy bowiem w czasach nieustannych porównań. Presja społeczeństwa w byciu najlepszą (cokolwiek miałoby to znaczyć) jest ogromna. Przekonałam się o tym dość szybko – tuż po narodzinach mojego pierwszego syna. W momencie, kiedy nic teoretycznie nie powinno mnie już zaskoczyć, po kilku latach od tamtego momentu nastąpiło kolejne zderzenie z matczyną rzeczywistością – dowiedziałam się, że nigdy nie urodziłam. Dlaczego i jak to możliwe? Ależ to proste – według ogromnej rzeszy ludzi, w tym o dziwo innych matek, proces w wyniku którego na świat przyszli moi dwaj synowie to nie poród, a …. wydobyciny, bo przecież cesarskie cięcie to nie poród…
Cesarskie cięcie to nie poród
Dlaczego tak często umniejsza się rolę mam, które urodziły (!!!) w wyniku cesarskiego cięcia mówiąc, że cięcie cesarskie to nie poród i niejednokrotnie uważa się że to potocznie mówiąc pójście na łatwiznę? Że to niekompletnie wykonana praca? Że kobiety rodzące w wyniku cc to „farciary”, które nie musiały się męczyć? Ba, niektóre wypowiedzi sugerują wręcz że cc jest dla dziecka szkodliwe, przez znieczulenie zewnątrzoponowe.
Miałabym tu ochotę zapytać, skąd w XXI wieku tyle w nas jadu i wynikających z czystej niewiedzy osądów?
Jako podwójna mama cc mogę tylko napisać, że cesarka często boli podwójnie. Mamy rodzące naturalnie często już po kilku godzinach swobodnie spacerują po szpitalnym korytarzu i zajmują się dzieckiem podczas gdy pionizowanie, o którym za moment Wam napiszę i „chodzenie” z cewnikiem podtrzymywanym w jednej dłoni, podczas gdy drugą przytrzymujesz się ściany to najgorszy z dotychczasowych bóli których do tej pory doświadczyłam. Do tego ciągnąca tygodniami rana, powodująca że nie możesz w pełni zająć się zupełnie sama maluszkiem, gdyż masz zakaz dźwigania.
Ale są tez gorsze wizje, choćby wtedy gdy owa rana wcale nie chce się goić, ropieje i boli tak, że masz wręcz ochotę sama ją sobie wyciąć.
CC to też ból psychiczny…
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze niejednokrotnie ból psychiczny. Poczucie niespełnienia. Szczególnie wtedy gdy po wielu godzinach porodu naturalnego, kończy się on ze wskazań medycznych/położniczych/etc. cięciem cesarskim. Masz wtedy wrażenie że godziny bólu którym zostałaś poddana poszły na marne. Do tego wszystkiego dochodzi niewyobrażalny strach o zdrowie i życie dziecka. Już wtedy u wielu kobiet pojawia się wówczas syndrom niewystarczająco dobrej matki. Takiej która nie potrafiła nawet urodzić. Najgorsze jest to że przez pierwsze 12 godzin po cc nie możesz zająć się dzieckiem. Nie możesz go nakarmić, przytulić. Jesteś bowiem na sali pooperacyjnej. A przecież miało być inaczej.
Cesarskie cięcie – moja historia
Kwiecień 2010
Był kwiecień 2010 roku. Po kilkunastu godzinach wywoływania porodu, podawania mi końskich dawek oksytocyny, oraz cewnika Foleya w wyniku braku postępu porodu zdecydowano o tym, że jednak urodzę poprzez cc. Bałam się wtedy niesamowicie. Miałam jedynie 23 lata i wizję tego, że za moment wyląduję na stole operacyjnym. Chyba ktoś tam jednak nad nami czuwał, bo okazało się że dziecko jest całe powijane pępowiną, która na dodatek miała węzeł prawdziwy (czego nie było wcześniej widać na USG). Nie wiem, może gdybym rodziła naturalnie ten węzeł zacisnąłby się, a wtedy…nawet nie chcę o tym myśleć. Pamiętam, że kiedy Marcinka zabrały już pielęgniarki a mnie zszywano na stole przyszła do mnie położna i pokazała ten węzeł. Podobno bardzo rzadki przypadek. Powiedziała że to cud, że nic mu się nie stało i że to prawdziwe dziecko szczęścia.
Nie wiedziałam co mnie czeka dalej, ale kiedy znieczulenie przestało działać błagałam o środki przeciwbólowe. Nie wiedziałam jednak, że najgorszy ból przede mną. Po 12 godzinach przyszły 2 pielęgniarki, które pomogły mi wstać. Ten proces to tzw. pionizowanie. Z bólu robiło mi się słabo. Czułam jak wszystkie wnętrzności zmieniają położenie. Mimo bólu trzeba było chodzić, żeby jak tłumaczyli lekarze nie porobiły się zrosty. Zmiana opatrunków rany, zdejmowanie szwów, obciąganie się macicy…I chodzenie z olbrzymią dziurą w brzuchu. Sama przyjemność!
Marzec 2015
Kolejny poród. Marzec 2015. Tym razem cc było już zaplanowane wcześniej. Wiedziałam czego mogę się spodziewać. Tak zadecydowała Pani ginekolog ze względu na stan blizny po poprzednim cięciu. Do dziś najbardziej boli mnie to, że przez pierwsze godziny nie mogłam być wówczas ze swoim dzieckiem. Nie mogłam go wziąć na ręce, nakarmić, przytulić. Świadomość, że leży sam w zimnym łóżeczku na drugim końcu korytarza sprawiła jednak, że przełamałam w sobie ogromny ból i mimo świeżej (12 godzinnej) rany i cewnika krok za krokiem szłam do niego za każdym razem kiedy tylko zapłakał. Pisząc to nawet teraz mam dziwnie mokre oczy.
Cesarka to nie zawsze nasz wybór
Niestety nie dane mi było urodzić naturalnie. Nie czuję się jednak z tego powodu gorszą mamą. Nie jest bowiem ważne to w jaki sposób przychodzi na świat dziecko. Często, tak jak w moim przypadku cc wynika ze wskazań lekarskich. Często jest jedynym wyjściem na to by dziecko przyszło na świat całe i zdrowe. Niekiedy też ratuje wręcz życie i dziecku i mamie. Decyduje o tym wiele czynników, jak choćby sposób ułożenia dziecka, stan zdrowia matki, czy choćby komplikacje w trakcie porodu, na które to kompletnie nie mamy wpływu. I tu namyśl przychodzi mi jedno pytanie.
Czy kobiety, które urodziły naturalnie, a które umniejszają rolę cc sprowadzając go do poziomu „wydobycin”, świadomie podjęły by decyzję o niezgodzeniu się na cesarskie cięcie podczas jednej z powyższych sytuacji, narażając przy tym nie tylko własne i dziecka zdrowie, ale przede wszystkim życie? Czy dalej tak głośno i odważnie twierdziły by one, że cięcie cesarskie to nie poród?
Dziś jako świadoma prawie 32 latka nie daję nikomu prawa do oceniania mnie na podstawie decyzji jakie podejmuję. Jestem matką tak samą kochającą i dobrą jak ta która urodziła naturalnie. I jak ta która adoptowała swoje dziecko. Jak ta która karmiła je do n-tego roku życia i ta która od początku podawała gotowe mieszanki.
To nie rodzaj porodu nas definiuje
Nie znoszę oceniania i wtrącania się w cudze życie. Nie toleruje licytowania się o to, który poród jest lepszy i bardziej wartościowy. W jego wyniku na świat przychodzi dziecko – takie samo w wyniku porodu sn jak i cc. Tak samo płaczące, wymagające opieki i miłości. Najwyższa pora więc jest wreszcie to zrozumieć i w kąt odrzucić wszystkie te bzdurne oceny. Zacząć w pełni cieszyć się macierzyństwem i przestać przejmować się tym co myślą o nas inni. Nigdy nie wierz, jeśli ktoś mówi Ci że cesarskie cięcie to nie poród. To bzdura. Poród jak każdy inny.
Pamiętaj dopóki ktoś nie wszedł w Twoje buty, nie ma prawa Cię oceniać.
A Ty jak uważasz- cesarskie cięcie to nie poród czy może jednak wręcz przeciwnie?
KONKURS
Przy okazji chciałam zaprosić Was na konkurs, który odbywa się na Facebooku, na naszym fanpejdżu. Zachęcam Was do wzięcia udziału bo nagrody są naprawdę fajne i wartościowe.
Do wygrania: 2 x sesja zdjęciowa (fotograf dojedzie w wybrane miejsce w Polsce) z fotoksiążką; 3 x aparat fotograficzny Instax.
*fot. pixabay.com



