Założę się że choć raz przemknęło Wam w głowie takie pytanie. Czy starsze rodzeństwo będzie zajmować się młodszym…I nawet jeśli tak jak ja, wiecie że starszak to nie wynajęta na etat niania, zastanawialiście się jak ta relacja będzie wyglądać i czy dzieciaki będą bawić się ze sobą gdy tymczasem Wy będziecie mieć choć minutkę na wypicie ciepłej kawy.
Zanim opowiem Wam jak to wygląda u nas muszę zwrócić Waszą uwagę na fakt że mój starszy syn nigdy w kaszę sobie dmuchać nie dał. Jest uparty, twardo broni swoich granic oraz osobistego zdania na każdy temat. Jednocześnie jest dzieckiem niezwykle wrażliwym i… opiekuńczym. Niezła mieszanka, wierzcie mi.
Mały z kolei Jasiek to typowa „przylepa”. Swoim szarmanckim uśmiechem rozwala system i powoduje że mamie miękną nogi [rozpływam się nad moimi przystojniakami co dzień, co też oni skrzętnie wykorzystują ;)]. Jak na prawdziwego dwulatka przystało podobnie jak Marcinek, wykazuje cechy przywódcze. „Ja siam” to jego hasło przewodnie. Od chwili kiedy zaczął kontaktować ze światem, jego wzorem do naśladowania i niewątpliwym góru w budowaniu klocków i innych inżynierskich pracach jest jego starszy brat, który mimo ogromnej cierpliwości nie raz dochodzi do szewskiej pasji gdy młody setny raz powtarza po nim wszystko co ten zrobi/dotknie/powie. No sorry, taki mamy klimat 😉
Czy starsze z rodzeństwa będzie zajmować się młodszym???
Jak myślicie- czy ta dwójka to zgrany team? Czy starszy dobrowolnie ze swojej nieprzymuszonej niczym i niepodkupionej woli zajmuje się czasem swoim młodszym klonem? A może wręcz odwrotnie?
Rozczaruje każdego, kto myśli że starsze dziecko z chęcią zajmuje się tym młodszym. Choć jednocześnie przyznaję rację tym którzy twierdzą że „dwójkę dzieciaków wychowuje się łatwiej niż jedno”. Jak w każdym tandemie zdarzają się skrajnie różne dni. Są takie kiedy chłopcy świata poza sobą nie widzą. Wiecie- cud miód i orzeszki- jednym słowem love, love i …love. Przytulają się, wspólnie spiskują, robią bazy, rysują, by za chwilę nie móc ze sobą wytrzymać. Nie ma na to reguły. Choć i te gorsze dni to momenty kiedy budują między sobą więź, bo godzą się potem tak, że matce łzy ze wzruszenia lecą.
Oj tak, tych dwóch doprowadza mnie nieraz do takiego „wzrusza”, że w ruch idą chusteczki 😉 Np ostatnio kiedy przed 7.00 rano spałam jeszcze snem kamiennym po zarwanej nocy. Kiedy się obudziłam chciałam przebrać Jaśka i wtedy okazało się że ten ma pieluchę włożoną tył do przodu, w dodatku całkiem suchą co się raczej nie zdarza. Przebrał go Marcinek, ale żeby było śmieszniej kiedy ja to robię, muszę się nieźle nauwijać bo młody ucieka mi i ćwiczy salta. Więc respect…
Dla odmiany i równowagi w przyrodzie inne z kolei dni to istny armagedon. Chłopcy się kłócą, płaczą o byle co, zabierają wszystko wzajemnie i w ogóle mają muchy w nosie.
Mimo to jednak, zgrany z nich team. I oby im tak zostało na zawsze 😉
Jest jednak jedno ALE…
Rodzeństwo może się kochać, może się lubić lub nie, bawić ze sobą, tworzyć zgraną paczkę, być dla siebie przyjacielem, ale nigdy nie wolno nam rodzicom zrzucać odpowiedzialności i obowiązku opieki nad tym młodszym.



