Muszę Ci się dziś do czegoś przyznać. Popełniłam pewne wykroczenie- dopuściłam się kradzieży. Wcale tego nie żałuję. Powiem Ci więcej- to najlepsze co w życiu zrobiłam. I gdybym mogła, drugi raz postąpiłabym tak samo!
Wiesz czego dotyczyła? W pełni świadoma konsekwencji bez skrupułów, z zimna krwią, w biały dzień ukradłam… rok z życia edukacji szkolnej Marcinka 😉 Serio 🙂 Dzisiaj opowiem Ci o wadach i zaletach edukacji domowej, bo o niej dziś mowa.
Edukacja domowa- o co tu chodzi?
Marcinek to rocznik 2010. Ten nieszczęśliwy rocznik, który jako pierwszy bez względu na wolę rodziców (nie do końca jednak- ale po kolei) w wieku lat 5 objęty został obowiązkowym przygotowaniem przedszkolnym, po to by pójść do szkoły (równie obowiązkowo) jako dziecko sześcioletnie. Od początku uważałam to za chore rozwiązanie. Tak było we wrześniu ubiegłego roku. Jednak po kilku miesiącach w czasie trwania obecnego roku szkolnego ustawę zmieniono- wreszcie. Obecnie wygląda to tak że przygotowaniem przedszkolnym obejmuje się dzieci 6- letnie, które jako 7- latki idą następnie do pierwszej klasy- czyli tak jak to było zanim zaczęto bezsensownie gmerać w przepisach. Duży wkład mają w przywrócenie dawnych zasad Państwo Elbanowscy i chwała im za to. Nie ma chyba bowiem rodzica który nie słyszałby o akcji „Ratuj Maluchy” i o tysiącach podpisów które wylądowały w koszu. Niestety, powtórzę po sobie po raz kolejny- Life is brutal . Nie jest to ani wpis polityczny, ani opowiadający się za którąś ze stron, bo strony były co najmniej dwie. Jedna mówiła że to rodzice niegotowi są na to aby ich dzieci poszły do szkoły, bo te z kolei doskonale sobie w niej radzą. Zarzucano im to, że są zbytnio opiekuńczy, niańczą swoje dzieci, a przez to ograniczają je zostawiając w zerówkach, odmawiając możliwości wcześniejszej nauki w szkole. Mnóstwo jest na ten temat informacji w niezmierzonych czeluściach internetu, dlatego chętnych odsyłam właśnie tam. Ja obrałam zupełnie inną taktykę. Fakt był jeden- moje dziecko miało w wieku lat 5 pójść do zerówki, by potem jako 6 latek uczęszczać do szkoły. Ustawa ustawą, obowiązek obowiązkiem, a ja postanowiłam że żaden urzędnik, żaden nawet dyplomowany psycholog nie ma prawa podjąć za mnie tej decyzji. Ukradłam zatem taki rok- rok edukacji w murach szkolnych, których jeszcze nie raz będzie miał dość, w prosty sposób. Zdecydowałam się na edukację domową. Pamiętam ten dzień kiedy przeczytałam o takim rozwiązaniu- z radości skakałam do góry 🙂 Nie powiem, abym nie miała wątpliwości. Miałam, szczególnie po wizycie w poradni pedagogicznej, która była niezbędnym etapem do uzyskania zgody na tę formę nauki.
Edukacja domowa- wady i zalety
Dziś nie żałuję tego kroku i wiem, że dzięki tej decyzji podarowałam Marcinkowi poniekąd rok dzieciństwa. Powiem Ci Kochana że dzięki takiej edukacji kiedy nauczycielem jestem ja sama, choć idziemy programem nauczania danej szkoły, uczymy się jednak własnymi metodami, własnym tempem i we własnym zakresie czasowym. Dzięki temu potrafimy już czytać, liczyć do kilku tysięcy, a jednocześnie większość czasu spędzamy na podróżach, świeżym powietrzu, wspólnych spacerach, zabawie, poznawaniu świata, przyrody, zwracaniu szczególnej uwagi na kształtowanie wrażliwości i co najważniejsze…nie jesteśmy ograniczeni ramami czasowymi– pobudka 7.00 rano bo o 8.00 szkoła i tak do 14.00 a potem praca domowa- bez sensu…na to jeszcze przyjdzie czas. Przeciwnicy zarzucali mi że Marcinek nie będzie umiał pracować w grupie, że nie będzie miał kontaktu z dziećmi, a ja mu tego nie zastąpię, że szkoła to szkoła. I wiesz co? To zupełna bzdura! I mówię Ci to z perspektywy czasu, naprawdę. Nie dość że nauczyliśmy się więcej niż rówieśnicy w szkole (są np. na etapie poznawania liter, a nie czytania jak my) to jeszcze korzystamy z dzieciństwa- jedynego, którego nigdy już potem nie będzie, nie będzie czasu takiej radości i beztroski, którą tak podstępnie chciano ukraść. Mamy kontakt z dziećmi, które Marcinek uwielbia. Co więcej potrafi się pięknie znaleźć w grupie i nie ma najmniejszych problemów z nawiązywaniem nowych kontaktów z jego rówieśnikami. Dziś spędziliśmy taki kolejny „edukacyjny” dzień- tym razem na plaży w Gdyni 🙂 A działo się oj działo 😉 Były nowe znajomości i nowe doświadczenia. Zobacz zresztą sama 🙂



