Wczoraj uświadomiłam sobie że do świąt zostało zaledwie kilka dni- nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał. Wiecie że lubię ciekawe ozdoby stołów świątecznych. Pomyślałam więc sobie, że skoro można upleść z ciasta drożdżowego piękne warkocze do chałki, to czemu by nie upleść…koszyczka Wielkanocnego 🙂 Jak pomyślałam tak zrobiłam, a efekt…hm, sami zobaczcie, ja jestem zadowolona 🙂 Pokażę Wam dziś jak stworzyć taki drożdżowy koszyczek wielkanocny.
To do dzieła 😉
Drożdżowy koszyczek wielkanocny- czego potrzebujemy?
Potrzebna będzie miska/forma (nie za duża, bo braknie Wam ciasta jak mnie- taka o pojemności 1-1,5 litra będzie ok) na babę bądź co tam macie metalowego. Układacie ją do góry dnem i obkładacie to sreberkiem, czyli taką folią aluminiową od zewnętrznej strony.
Składniki:
- 4 kopiate szklanki mąki pszennej
- po pół szklanki letniego mleka i letniej wody
- 25 gramów drożdży
- 1/3 szklanki oleju
- jajko (plus dwa żółtka do posmarowania całości)
- szczypta soli
- łyżeczka olejku cytrynowego
- 4 łyżki cukru
Wykonanie:
Wszystkie składniki mieszacie ze sobą i wyrabiacie ciasto. Dość długo, by w końcu pokazały się w nim pęcherzyki powietrza. Ciasto ma odchodzić od miski/stolnicy/ręki. Nie czekacie aż wyrośnie, tylko od razu wałkujecie długi i cienki placek o grubości 5-8 mm, oczywiście „na oko” bez spiny, ma być mniej więcej nie za cienkie i nie za grube. Wycinacie paski o szerokości około 1,5 cm (ja wycięłam grubsze ale 1,5-centymetrowe będą zgrabniejsze). Zaczynając od środka układacie paski pionowe- tak jak w koszyczku. Następnie lecicie z poziomymi. Górę możecie lekko spłaszczyć, np dociskając na moment talerzykiem, by po upieczeniu koszyczek mógł stać.
Z ciasta które zostało pleciecie warkocz (z trzech pasków ciasta) z którego robicie okrąg (o średnicy Waszej formy) i ucho koszyczka. Smarujecie całość rozmąconym żółtkiem. Wszystko pieczecie w piekarniku nagrzanym do 180º C około 20 minut do zarumienienia. Fajnie jeśli macie piekarnik z termoobiegiem bo wtedy wszystko równo się „zbrązowi”. Ja niestety korzystałam ze zwykłego elektrycznego blaszaka i musiałam trochę pokombinować żeby nie spalić góry, przy czym dół był jeszcze niedopieczony. Ale ostatecznie udało się 😉 Jeszcze ciepłe (bo elastyczne i podatne na zginanie) części koszyczka spinacie ze sobą wykałaczkami. I włala! Gotowe 😀 Nie taki diabeł straszny…jak na pierwszy raz 😉 To jak, kto się pisze na zrobienie swojego? 😉



