We wrześniu 2020 roku postanowiliśmy, że naukę kontynuować będziemy w trybie edukacji domowej. Wspomniałam Wam potem o tym na naszym fanpejdżu i od tamtej pory zasypaliście mnie pytaniami m.in. o to, jak wygląda taka nauka w domu? Jak wyglądają egzaminy? Ile czasu dziennie poświęcamy na naukę? Jaką rolę w tym wszystkim pełni u nas inkubator do jaj? Jak udaje mi się pogodzić taką formę nauki ze swoimi innymi obowiązkami? Czy jesteśmy w szkole przyjaznej, czy zwykłej rejonowej? I w ogóle co spowodowało, że zdecydowaliśmy się na edukację w domu? Na te i inne pytania postaram się Wam zbiorczo odpowiedzieć w tym poście.
Dlaczego edukacja domowa?
O edukacji domowej myśleliśmy już wcześniej, jeszcze przed erą pandemii, a sam lockdown tylko pomógł nam podjąć decyzję. I tu uwaga, bo chcę żebyście mnie dobrze zrozumieli. Samo zamknięcie nas w domach i covid NIE BYŁY bezpośrednim powodem dla którego zdecydowaliśmy się na tę formę nauki. Co więcej uważam, że w każdym innym przypadku strach przed nauką on-line, czy tym podobne obawy związane z pandemią nie powinny decydować o wyborze edukacji domowej. A to dlatego, że edukacja domowa nie jest formą dla każdego. Żeby przejść na taki rodzaj nauki najpierw trzeba zrozumieć jej istotę. Edukacja domowa to nie przenoszenie szkoły do domu.
Gdybyście spytali rodziców i ich dzieci, które uczą się w ten sposób, o to dlaczego wybrali taką drogę, usłyszelibyście mnóstwo różnych odpowiedzi. Jednak z całą pewnością zdecydowana większość odpowiedziałaby Wam, że edukacja domowa daje dziecku czas na rozwijanie swoich pasji. Nikt nie stoi nad dzieckiem z zegarkiem w ręku i nie mówi, że dziś od tej do tej godziny ma się uczyć tego i tego. Dziecko reguluje to sobie samo. Oczywiście obowiązuje je ta sama podstawa programowa, jednak nikt nie każe prowadzić zeszytów, nikt nie ocenia. Jak widzicie taka samokontrola we wspaniały sposób uczy dzieci odpowiedzialności za samych siebie.
Edukacja domowa pozwala na zrozumienie po co się uczymy
Przede wszystkim dzieci w edukacji domowej nie uczą się dla ocen. One uczą się dla siebie. Mają wreszcie czas i możliwości by poszerzać swoją wiedzę faktycznie w tych zakresach, która je najbardziej interesuje. Oczywiście cieszymy się ze zdanych egzaminów. Świętujemy po każdym z nich. Ale to nie ocena jest miarą umiejętności. Dla mnie jako mamy i pedagoga mojego dziecka w jednym, największą nagrodą jest usłyszeć od syna, że sam czuje że wie wiele więcej niż zdołałby nauczyć się w szkole. I to nie tak, że dyskredytuje tu umiejętności wykwalifikowanych pedagogów szkolnych. Stwierdzam jednak, że szkoła w tradycyjnej wersji nie jest dla wszystkich. Że są dzieci, które w zamian za szkolne ograniczenia w postaci terminów kolejnych klasówek, czy uzyskanych ocen, będą lepiej czuły się gdy da się im nieco więcej wolności. I wyboru.
No właśnie. Wyboru. Bo pomimo że jak każdego ucznia dzieci w ed obowiązuje ta sama podstawa programowa, to tu mamy dużo więcej swobody. Nie ma godzin lekcyjnych, na które trzeba wstać. Nie ma dzwonków, oznaczających koniec i początek lekcji. Nie ma prac domowych. Sposób nauki uczeń dostosowuje sam do siebie. Jedne dzieci lepiej uczą się wcześnie rano. Inne będą wolały pospać dłużej. W spokoju zjeść śniadanie, a dopiero potem usiąść do pracy. Nie ma obowiązku korzystania z podręczników. My np. całą przyrodę omówiliśmy rozmawiając ze sobą. W większości na świeżym powietrzu. Na wycieczkach. W ogródku podglądają owady, hodując arbuzy, czy konstruując gnomon. Tak ogarnęliśmy też temat wędrówki słońca po niebie.
Historii uczyliśmy się z filmików na YT i chodząc do muzeum. Ułamków uczyliśmy się piekąc ciasto, czy dzieląc owoce między nas. J.polski i angielski też w dużej mierze opierał się na wspólnych rozmowach. Nie na ślęczeniu nad książką. Nie na zapisywaniu kolejnych stron zeszytu. Wiedzę utrwalaliśmy robiąc wspólnie plakaty i lapbooki czy prezentacje multimedialne. Wykorzystaliśmy w tym m.in. zrobione samodzielnie przez Marcinka zdjęcia. Jak sami widzicie dużo w tym praktyki, praktycznej wiedzy i połączenia nauki z życiem i zabawą.
Jak wygląda nasz dzień?
Wstajemy wtedy kiedy chcemy. Jemy wspólnie śniadanie. Potem jest jeszcze czas na drobne obowiązki. A potem czas na naukę. Tu panuje dowolność. Można korzystać z wszelkich dostępnych pomocy naukowych. Zauważyłam, że początkowo była potrzebna moja większa pomoc. Z czasem dziecko w edukacji domowej robi się coraz bardziej samodzielne. Wypracowuje swoje własne sposoby nauki. Choć nie oszukujmy się klasa 4 czy 5 to na pewno jeszcze spora pomoc rodzica.
I tu przychodzę do kolejnego pytania.
Jak udaje mi się łączyć obowiązki domowe, opiekę nad 3 dzieci i edukację syna?
Tak jak wyżej wspomniałam nasza nauka w dużym stopniu polegała na wzajemnych rozmowach. Te rozmowy prowadzimy kiedy ja np. gotuję czy sprzątam. Nie ma tu reguły. Czasem oczywiście siadamy przy biurku. Ale to na pewno nie wygląda tak jak w edukacji zdalnej o której mi opowiadaliście. Niestety zauważyłam, że wiele osób właśnie te dwa rodzaje nauki myli.
Edukacja domowa to nie to samo co nauka zdalna
Nauka zdalna to ściśle opracowany harmonogram. Lekcje w godzinach od-do którejś tam. Zadawane prace domowe. Klasówki i testy. Prace do wykonania na ocenę. Prowadzenie zeszytu, notatek. Tu tego nie ma.
W edukacji domowej pracuje się we własnym rytmie. W sposób najdogodniejszy dla siebie. My np. podzieliliśmy sobie rok szkolny na przedmioty. Np. od końca września do października przerobiliśmy przyrodę. Do końca grudnia z kolei uczyliśmy się tylko polskiego. Po zdaniu egzaminu przychodził czas na kolejny przedmiot, któremu znów poświęcaliśmy miesiąc czy dwa. Tylko angielskiego uczyliśmy się w międzyczasie poprostu rozmawiając. Muszę Wam powiedzieć, że taki model nauki, przynajmniej w naszym przypadku okazał się niezwykle efektywny i najbardziej przypadł nam do gustu. Uczenie się przez dziecko jednego przedmiotu nie przerywanego innymi, daje możliwość całościowego widzenia materiału. Dzięki temu nie ucząc się od testu do testu, zamiast zaliczając kolejne działy uczymy się i patrzymy na materiał niejako na całość. Świetnie sprawdziło się to szczególnie np. w przypadku historii.
Nie wiem jak inne dzieci, ale mój syn ucząc się na testy, gdy już je zdał materiał szybko zapominał i przechodził do następnego. Tu nie ma znów czegoś takiego. Dziecku w głowie zostaje nieporównywalnie więcej wiedzy.
Dodatkowo nie obciążone ocenami i terminami ma wreszcie przyjemność z nauki i może skupić się na wiedzy, a nie myślom o zdobyciu dobrego stopnia.
Mam świadomość, że nie jest to rozwiązanie dobre dla wszystkich. Dla przykładu mój młodszy syn idzie teraz do zerówki. Czuje, że ma taką potrzebę. Potrzebuje kontaktu z rówieśnikami. Ale z czasem, wiem że może przyjść do mnie i powiedzieć, że „mamo, to nie dla mnie. Chcę się uczyć w domu”. Może być też zupełnie odwrotnie. Może zupełnie odnajdzie się w szkole. I taką jego decyzję też zaakceptuję w 100%. Dzieci są różne. I o tym musimy pamiętać.
Jak wyglądają egzaminy?
Kiedy już opanujemy materiał z całego roku z danego przedmiotu umawiamy się na egzamin. Składa się on z dwóch części- pisemnej i ustnej.
Czytając o swobodzie w edukacji domowej, o której pisałam wyżej pomyślicie pewno, że egzaminy to też swoboda. A nie do końca. Bo egzamin obejmuje zakres wiedzy z całego roku. Dzieci w edukacji domowej obejmuje ta sama podstawa programowa, co dzieci w szkole tradycyjnej.
Egzamin pisemny to po prostu kilka kilkanaście pytań z całego materiału. Niekiedy uczeń wcześniej dostaje zestaw np. 100 przykładowych pytań.
Egzamin ustny zaś, to rozmowa pedagoga z uczniem przebiegająca w miłej i przyjaznej atmosferze. To co uderza i pozytywnie zaskakuje to to, że celem egzaminatora nie jest przyłapanie dziecka na tym czego się nie nauczyło, a nakierowanie rozmowy tak, by sprawdzić co dziecko zainteresowało. Co mu się najbardziej spodobało. Często taka rozmowa znacznie wychodzi swoim zakresem poza podstawę programową, a dzieci potrafią fajnie zaskoczyć swoją wiedzą. Po takiej kilkunastominutowej rozmowie wyszkolony pedagog dobrze wie jaki jest zakres wiedzy dziecka, nad czym powinno ewentualnie jeszcze popracować i co je szczególnie zainteresowało. Z doświadczenie wiem, że rozmowa taka „zabiera” stres z dziecka, które dzięki temu może pokazać czego się faktycznie nauczyło.
Projekt na przyrodę – hodowla własnych kurek w warunkach domowych dzięki inkubatorowi do jaj
Dzieciaki często na egzamin ustny przygotowują projekt, nad którym nie raz pracują nawet kilka miesięcy. W tym roku np. już teraz wspólnie pracujemy nad projektem badawczym, który Marcinek dokumentuje póki co zdjęciami i notatkami. Mogę Wam zdradzić, że projekt ten dotyczył będzie hodowli małych kurek. Póki co Marcin opiekował się kwoką i jej pisklętami, doglądał je i karmił od pierwszych dni ich życia, a także uczestniczył w ich narodzinach. Oczywiście swoją wiedzę pogłębiał także z książek i filmów. Ma już naprawdę imponującą wiedzę w tym zakresie. A tym razem postanowił wyhodować kurczaczki w warunkach domowych. Pomóc mu w tym ma specjalny inkubator do jaj. To fajne urządzenie, posiadające inteligentny system kontroli temperatury. Energooszczędne, bo pobierające tylko 15 W prądu, umożliwiające samodzielną hodowlę czy to kurczaczków, kaczek, a nawet bażantów i gęsi. Jego plusem są niewielkie rozmiary. Można go postawić w dogodnym dla siebie miejscu. A najfajniejszą rzeczą w nim jest to, że posiada przezroczystą pokrywę, dzięki, której można podglądać wykluwanie pisklaków „na żywo”.
Teraz Marcinek co dzień dogląda jajka, odwraca je, bo tego wymaga biologia i czeka aż zaczną wykluwać się z nich kurczątka. Temperaturę również nastawiliśmy według potrzeb, czyli zgodnie z zaleceniami dla tego gatunku na 37,8 ‚C. Trzymam mocno kciuki, bo sama nie mogę doczekać się maluchów.
All-focus All-focus All-focus
Szkoła rejonowa czy przyjazna?
Może zacznę od tego, czym jest szkoła przyjazna ed.
To taka szkoła, która jakiś czas egzaminuje już dzieci z ed, ma już na tym polu doświadczenie, wykwalifikowaną w tym zakresie kadrę, a przede wszystkim rozumie i w pełni popiera ideę edukacji domowej.
Szkoły rejonowe zwykle nie mają z ed wcześniej styczności. Jest to dla nich nowość i w pewnym sensie dodatkowa papierologia, a więc i dodatkowa praca. Fajnie. jeśli chcą podjąć się nowych wyzwań. Fajnie, jeśli przeprowadzają egzaminy w przyjaznej uczniowi atmosferze, nie starając się udowodnić mu czego się nie nauczył. Wiem jednak, że niestety nie zawsze tak bywa.
My wybraliśmy szkołę przyjazną, montessori, a to dlatego, że mnie z kolei bliskie sercu są metody tejże pedagogiki.
Mam nadzieję, że przybliżyłam Wam nieco temat edukacji domowej i jej zdecydowanych zalet. A co poniektórym pomogłam podjąć właściwą decyzję 😉



