Gdy ona chce a on nie
..lub odwrotnie. I nie chodzi o sprawy błahe (wiem o czym pomyślałaś, ale nie o tym dziś 😉 ). Ale o te najistotniejsze, będące alfą i omegą związku.
Kompromis? Czy zawsze, w każdej sytuacji jest możliwy? I na czym zatem miałby polegać? Czy żadna ze stron nie będzie stratna? A może ktoś musi coś poświęcić? Ustąpić? Zrezygnować z pragnień, marzeń? I nadal być szczęśliwym?
Jakiś czas temu napisała do mnie Magda [imię celowo zmienione na potrzeby tekstu].
Znalazła się w idiotycznej sytuacji. Była z mężczyzną którego naprawdę kochała. Jak twierdzi z wzajemnością. Ich związek trwał już kilka ładnych lat, byli szczęśliwi, ustabilizowani finansowo, dlatego Magda poczuła potrzebę wejścia na „nowy, kolejny poziom”. Dość już miała życia w konkubinacie, a ponadto odezwała się w niej potrzeba posiadania dziecka. Niestety potrzeb tych nie podzielał jej partner. Zdesperowana, postanowiła że mimo jego wiedzy zajdzie w ciążę. Miała dużo szczęścia, bo z czasem kiedy dowiedział się on o dziecku zaakceptował tę wiadomość, a kiedy się urodziło pokochał je całym sercem i teraz jest przykładnym ojcem. O ślubie jednak dalej nie chce słyszeć, gdyż jak twierdzi dla niego to jedynie „zwykły niepotrzebny papier i jak ludzie się kochają to i tak będą żyć bez niego”. Jej jednak coraz bardziej uwiera sytuacja w której w świetle naszego prawa jest nie żoną a konkubiną.
Zabierałam się do tego tekstu już parę ładnych tygodni. bo sytuacja przyznasz patowa. Mieliłam w myślach to co chce powiedzieć, albo raczej napisać. Setki pytań przewinęły się w mojej głowie. Bo umówmy się że w nawet najbardziej udanym związku, prędzej czy później pojawi się jakiś aspekt gdy nie do końca ich zdania będą takie same. Gdy nie zupełnie będą chcieli w danej chwili tego samego. I pal sześć jeśli to jakiś szczegół. Ale co jeśli mowa np. o chęci powiększenia rodziny czy zalegalizowania związku…tzn. jednostronnej chęci.
Post celowo zaczęłam od słów- gdy ONA chce. Ona- bo zwykle to kobieta marzy o białej sukni z welonem, tym wyjątkowym jedynym w życiu dniu kiedy wypowiedzą wspólnie słowa przysięgi. Tak samo to zwykle w kobiecie jakoś głośniej odzywa się potrzeba posiadania dziecka, pierwszego czy kolejnego… I cudownie, jeśli czasowo jej pragnienia zbiegną się z pragnieniami jej wybranka, ale w życiu bywa i tak, że podobnie jak u naszej Magdy, mimo uczuć, jakoś inaczej patrzymy na pewne sprawy.
W związku- w pełni dojrzałym i świadomym, oboje jednak muszą pamiętać, że decydując się na bycie razem nie są już tylko nim i nią ale nimi- jednością, i tak też powinni o sobie myśleć. W kąt wyrzucić „ja”, a zastąpić je „my”. Wspaniale było by takie sprawy ustalać na początku, ale kto z nas ustala sprawy ślubu czy posiadania dzieci na pierwszych randkach? Bo i jak miało by to wyglądać? To z czasem, zupełnie naturalnie dojrzewamy do pewnych decyzji, decydujemy się bądź nie na podjęcie określonych kroków i pewno w większości przypadków nie da się niczego zaplanować z kilkuletnim wyprzedzeniem.
No więc jak nie znaleźć się w opisanej sytuacji, a jeśli już to jak z niej z sensem wyjść?
Myślę że kluczowe są tu rozmowy. I choć Ameryki pewno tym nie odkryłam to wielu z nas nie wiadomo czemu odkłada tego typu zagadnienia na „świętej nigdy”. Nie poruszają poważniejszych zagadnień, skupiając się na tym co tu i teraz. Czasem lepiej pogadać o czymś wcześniej niż obudzić się z przysłowiową ręką w nocniku. Pamiętać że na wszystko jest czas i pora oraz wzajemnie szanować swoje potrzeby (a nie tylko te własne). Czasem mężczyźni później dojrzewają do pewnych spraw. Wynika to często z tego że w danej sytuacji jest im po prostu wygodniej. Jeśli jednak poważnie i z szacunkiem myślą o drugiej stronie i związku wierzę że wcześniej czy później rozmowy z nimi (nie kłótnie, krzyki, a spokojne i rzeczowe argumentowanie swoich wewnętrznych odczuć) zrodzą pewnego rodzaju kompromis i wzajemne zrozumienie. Tak, tak- oni też dorastają! 😉
To wzajemne zaakceptowanie swoich potrzeb i uczuć- choć niełatwe to konieczne dla szczęśliwego związku. Tak więc cierpliwość, świadome i wspólne podejmowanie decyzji a także obopólne myślenie za dwoje, jako o związku dwojga a nie występowanie w roli ja. I pamiętanie że jakkolwiek zmuszanie partnera do ślubu czy innych istotnych kwestii czy nie daj Boże samodzielne podejmowanie decyzji również za niego jest nie w porządku, tak też wymaganie od kobiety zupełnego podporządkowania swoim decyzjom i nie liczenie się z jej potrzebami to coś co w szczęśliwym związku nie może mieć miejsca i świadczy o niedojrzałości i egoizmie.
Kropka! A Wy macie jakieś doświadczenia w tej kwestii?



