Jaś to taka mała papużka. Najchętniej cały czas naśladował by brata i robił dokładnie to co on. Dla Marcinka jest to nieraz trochę uciążliwe, bo nic nie mógł zrobić w spokoju. Kiedy wziął np. klocki i zbudował wieżę, ta natychmiast lądowała na podłodze. Albo kiedy wsiadał na swoją hulajnogę (pisałam Ci o niej tu), Jasiek biegł za nim i w efekcie krzyczeli obaj. Starszy bo nie mógł jechać, a młodszy bo chciał się dosiąść i pędzić przed siebie wraz z bratem, co było nie możliwe. Musieliśmy to jakoś rozwiązać, bo zniesienie ich kłótni o pojazd na dłuższą metę było nie do zniesienia. Wybór padł na hulajnoge Mini Micro Deluxe
Tak oto, Jasiek jako półtoraroczniak dorobił się własnego całkiem osobistego środka lokomocji. I pokochał go prawie od pierwszego wejrzenia-swojej pierwszej hulajnogi w wersji 3 w 1.
Hulajnoga Mini Micro w wersji Deluxe to rozwiązanie dla najmłodszych dzieci.
Ale nie tylko, bo rośnie ona wraz z nimi i nadaje się nawet dla 5 latków. Pierwszy raz zobaczyłam ją na gdyńskim bulwarze, gdzie miało je przeciętnie co czwarte dziecko w wieku 1- 5 lat. Serio! Nie przesadzam- to chyba najmodniejszy pojazd jaki tam mijałam. Z zazdrością patrzyłam wtedy na rodziców, nie muszących nosić swoich pociech, bo te z radością i przede wszystkim niezwykłą zwinnością jeździły między nimi. Właśnie- zwinnością, bo hulajnoga ta uczy utrzymania prawidłowej równowagi ciała. Zaś od mam starszych już teraz maluchów wiem, że dzięki niej dzieci te w późniejszym wieku nie mają najmniejszego problemu z jazdą na rowerze, a nauka bez kółek bocznych zajmuje im dosłownie kilka chwil.
Ale wracając do samej hulajnogi. Wersja którą mamy, posiada siodełko- przeznaczone jest ono dla najmłodszych dzieci, tych w wieku do około 2 lat. W takiej opcji przypomina ona nieco rowerek biegowy i pełni rolę jeździka. Potem, kiedy dziecko opanuje już dobrze jazdę i poczuje się pewniej, siodełko odkręca się.
Tak więc zauroczona tym jak inne maluchy radzą sobie poruszając się na niej, a ramiona ich rodziców są odciążone, wygooglowałam interesujący mnie model i… znów byłam zaskoczona. Tym razem nieco mniej pozytywnie, bo cena nie jest mała. Z początku nie oglądając sprzętu dokładnie myślałam że kwota jest z kosmosu, ale kiedy przyjrzałam się wykonaniu hulajnogi oraz porównałam ją z innymi modelami różnych firm na rynku wiedziałam że za ceną stoi jakość. A ponadto jest to zakup na lata, bo rączka dla maluchów (ta w wersji „O”) w późniejszym etapie zamienia się na tę typową. A ponadto wysokość drążka jest regulowana.
Każdy szczegół hulajnogi jest starannie wykonany (wiesz- ta słynna szwajcarska jakość 😉
Materiały użyte do jej zrobienia są odporne na wszelkie dziecięce ekstremalne zachowania-uderzenia w krawężniki, spadki z dużych wysokości i inne, jakie tylko przyjdą do głów naszych małych pociech. I mówi Wam to z całą odpowiedzialnością mama dwóch chłopców których pokłady energii są większe niż cała energia tego świata, a którzy przetestowali ją już na wszelakie możliwe sposoby. Co początkowo, mnie nieznającą jej wytrzymałościowo- technologicznych możliwości doprowadzało do zawału.
Teraz jednak wiem że to produkt solidny i ciężki do zniszczenia. Żeby coś się w niej złamało musiałby chyba po niej przejechać ciężki sprzęt :)Aha-co ważne- deska na której dziecko stawia nóżki jest antypoślizgowa– a to istotne, bo wystarczy mała rosa, trochę wilgoci by bez takiej opcji sprzęt stał się niebezpieczny. A tu proszę- producent i to wziął pod uwagę- brawo Wy! 😉
O tym jak rozkwita miłość…
Hulajnogę posiadamy od miesiąca. Z początku Jasiek nie wiedział „z czym to się je”, podchodził do niej, siadał, ale jakoś nie czuł chyba bluesa. Teraz kiedy załapał o co w niej chodzi zaczyna śmigać aż miło. Chociaż od początku jakoś nie może zaprzyjaźnić się z siodełkiem i podpatrując brata chciałby stać i jechać odpychając się jedną nogą, dlatego myślę że wkrótce skorzystamy z opcji „bezsiodełkowej” 😉 Dla niego to idealne rozwiązanie. Bo o ile w wózku wytrzyma najdłużej średnio 40 minut, tak tu może wykazać się swoją rozpierającą go energią, a że hulajnoga jest mała i bardzo lekka, można ją zabrać wszędzie. Choćby do auta (nawet tak małego jak nasze), czy przetransportować w koszu wózka dziecięcego.
Przydaje się bardzo kiedy np. czekamy na Marcinka by odebrać go ze szkoły czy choćby w domu, gdzie Jaś jeździ nią wszędzie. Nawet po podwórku po trawie- dzięki temu że hulajnoga ma spore koła, czy po mieszkaniu- co jest zbawieniem w deszczowe dni. Tak czy inaczej, zamiast kupować typowy jeździk, z którego dziecko szybko wyrasta, a potem hulajnogę, warto zainwestować i kupić raz a dobrze.
Aha, mówiłam Wam? Nasz Tatko to klasyczny malkontent, marudzi, krytykuje- ale konstruktywnie (czasem wręcz do przesady) szczególnie jeśli sprawa dotyczy wykonania i ogólnie jakości rzeczy. Bo ogólnie jak twierdzi, ma tak bo wie czego chce. Tu jednak, ku mojemu zdziwieniu pierwszy chyba raz w życiu był w 100% zadowolony! Takie męskie surowe spojrzenie czasem się przydaje 😉
Gdzie ją kupisz?
Swojego zakupu dokonaliśmy na projektjunior.pl o tu. Jako jedyni mieli Mini Micro w tym właśnie kolorze, moim ulubionym, przypominającym mi nasze morskie akacje. A przeszukałam chyba pół internetu! I Was do nich serdecznie zapraszam, bo firma z nich uczciwa i pewno nie raz i nie dwa sami do nich wrócimy, bo ofertę mają… ciekawą. Wiesz, taką szybko wyszczuplającą portfel ;). I są z Krakowa, a sentyment do tego miasta mam spory, o czym niedługo opowiem Wam na blogu 😉
A Was zapraszam do obejrzenia zdjęć!