Przyznaję- orłem w oszczędzaniu nie byłam nigdy, ale spójrzmy prawdzie w oczy która kobieta jest? Tym bardziej że w sklepach tyle cudnych towarów, do tego w ekstra promocjach lub tych prezentujących swe wdzięki tuż po odpaleniu internetu- reklamujących się z każdej strony? Aż, tak silnej woli to ja nie mam. Zresztą post miał być o oszczędzaniu a nie samoumartwianiu się, więc niech się nikt nie czepia 😉 Jak zaoszczędzić w gospodarstwie domowym, to nie taka trudna sprawa jak się okazuje.
W naszym małżeńskim tandemie to Tatko z oszczędzaniem zawsze radził sobie lepiej- to chyba w ogóle domena męskiej części społeczeństwa. Ale pewnego dnia, ślęcząc przy rachunkach i analizując ile pieniędzy wydajemy w spożywczaku na zwykłe zakupy, doszłam do wniosku że to jakieś chore sumy. A jakby je tak choć trochę uszczuplić, byłoby co miesiąc na jakieś ekstra zakupy- ciuszki, dodatkowe kosmetyki i inne milsze niż opłaty za taką np. energię, wydatki. Wzięłam kartkę i krok po kroku rozpisałam swój plan działania. Wcieliłam go czym prędzej w życie i po kilku miesiącach przedstawiam Wam kilka (SKUTECZNYCH!!!) patentów na to jak zyskać parę złotych nie koniecznie czegoś sobie odmawiając.
Jak zaoszczędzić w gospodarstwie domowym?
Lista zakupów- czyli planowanie to najlepsze co możesz zrobić
Zawsze przez 2-3 dni spisuję na kartce czego nam brakuje, lub co skończy się wkrótce. Planuję co ugotuję na obiad z wyprzedzeniem kilku dni do przodu. Dzięki temu łatwiej jest mi stworzyć listę tego co tak naprawdę jest nam potrzebne.
Kiedy chodziłam na zakupy nie spisując wcześniej tego co mam wrzucić do koszyka, chodząc między półkami i usiłując sobie przypomnieć co miałam kupić, nie tylko części zapominałam i ostatecznie nie kupowałam, ale też…kupowałam dziesiątki innych mniej potrzebnych rzeczy, które skusiły mnie swoim wyglądem, reklamą, bądź czym tam jeszcze. Ostatecznie w domu miałam czegoś nadmiar, a niedobór jeszcze czegoś innego. Tak czy siak częściej tym samym jeździłam po zakupy (a więc i koszt benzyny rósł) ale też więcej na nie wydawałam, więcej kupując- głównie rzeczy które często nie były mi niezbędne.
Odkąd chodzę do sklepu z listą spisana na kartce, zakupy robię szybciej, rzadziej po nie jeżdżę, rzadko zdarzy mi się o czymś zapomnieć, ostatecznie- mniej wydaję.
Gotuję na kilka dni, zamiast stać „przy garach” codziennie
Ostatnio znajoma (ta sama która obdzieliła mnie przepisem na najlepsze lody świata) sprzedała mi pewien patent.Gotujecie obiady codziennie? A może gotujecie od razu na 2-3 dni? Wiecie gar zupy np. i siup z głowy. Jest jednak pewien problem który zna każda mama- żadne dziecko nie będzie chciało jeść tego samego obiadu 3 dni z rzędu. A reszty zupy wyrzucić szkoda. Dlatego to co zostanie gorące wlewamy do słoików, zakręcamy, odwracamy dnem do góry by się zassało i wystudzone wkładamy do lodówki, gdzie stać może nawet dwa tygodnie. Tym sposobem mamy gotowy obiad, np. kiedy nie mamy ochoty gotować z powodu ładnej pogody, czy wycieczki.
Wyrobiłam w sobie odruch gaszenia światła
Jeśli nie przebywam w jakimś pomieszczeniu- gaszę światło. Kiedyś nasz dom wyglądał jak rozświetlona bożonarodzeniowa choinka. Świeciło się w każdym pomieszczeniu, telewizor był włączony cały dzień, odkąd tylko chłopcy wstawali z łóżek, aż do późnej nocy, zresztą podobnie jak komputer. W dodatku wszystkie żarówki wymieniliśmy na energooszczędne. Pamiętam też o godzinach w ciągu doby kiedy koszt energii jest niższy- zawsze wstawiam wtedy pranie. Odkąd stosujemy te zasady koszty za energię spadły o kilkanaście procent. To głównie zasługa Pana Taty, który o energię zawsze dbał i swoimi dobrymi nawykami powoli zaraził i mnie.
Hoduję własne warzywa, a na zimę robię przetwory
Dżemy, kompoty, soki, mrożonki, przeciery, musy- to wszystko daje mi nie tylko poczucie tego że odżywiamy się zdrowiej. Ale pomaga też oszczędzić i sprawia że czuję się niezależna.
[Edit]: Wyjazdy do Gdyni sprawiły że przez ostatnie 2 lata przetworów prawię nie robię- ale w przyszłym roku obiecuję poprawę- zamierzam całe lato produkować słoiczki z witaminami na zimę.Korzystam z posezonowych wyprzedaży
W sierpniu np. kupuję buty na zimę. Oczywiście zawsze z ich rozmiarem kombinuję tak by wziąć pod uwagę że za 3 miesiące stopy chłopców urosną o ileś tam milimetrów. W tamtym roku w ten sposób za pół ceny udało mi się kupić nówki oryginalnych butów EMU za pół ceny i ekstra kurtkę zimową dla Marcinka (a wszystko to w śmiesznie niskiej cenie).
Sprzedaję rzeczy których już nie używamy
Co pół roku robię wyprzedaż szafy i pokoju- głównie są to rzeczy chłopców, ale nie tylko. Sprzedaję rzeczy tylko zadbane w bardzo dobrym bądź idealnym stanie. Czyli takie jakie sama chciałabym kupić. Tą droga zawsze zwraca mi się jakiś procent złotówek które wydałam na ich zakup.
Fot. www.pixabay.com



