Byłam ostatnio świadkiem rozmowy, która toczyła się między dwoma mamami. Jej kwintesencja sprowadzała się do tego, że brak posłuszeństwa to domena współczesnych dzieci. Że wynika to ze zbytniej pobłażliwości rodziców i szkół. Że metoda „na rózgę” która odeszła do lamusa to coś czego dziś brakuje. Tymczasem istniejąca od dziesiątek lat pedagogika Montessori doskonale sobie z tym radzi.
Smutno, że takie poglądy panują.
Boimy się rozpuścić dzieci. Tak łatwo je krytykujemy, oceniamy i ograniczamy, szczególnie w miejscach publicznych, bo tak wypada. Zbytnie dyscyplinowanie dzieci wynika ze strachu przed oceną innych. Nie chcemy by ktoś pomyślał że zbytnio popuszczamy naszym dzieciom. Bo dzieci „trzyma się krótko” bo inaczej wchodzą na głowę… Boimy się temu przeciwstawić, z czasem wierząc w słuszność tych stwierdzeń. Nie pozwalamy na naturalne zachowania dzieci, wynikające z ich wieku, nie mające nic wspólnego z nie posłuszeństwem.
Tak też jest w szkołach.
Głównym celem nauczycieli jest utrzymanie porządku w klasie
Dziecięca aktywność jest zwalczana. Już od najmłodszych wymaga się uległości i posłuszeństwa (pisząc to słowa te słabo mi się kojarzą, jakoś tak bardziej z tresurą psa niż wychowaniem dziecka, osobnej przecież jednostki). W cenie jest to aby dzieci „grzecznie” siedziały w ławkach, w bezruchu i ciszy. Oducza się je spontanicznych zachowań, kreatywności. Szybko zabijana jest też naturalna ciekawość świata i chęć…do nauki, bo wiedzę po prostu się podaje i każe przyswoić, zadając setki zadań, które później są oceniane! Droga do motywacji chyba nie prowadzi tędy, a już na pewno nie poprzez przymusy i oceny. Nauka jest presją, nie wewnętrzną potrzebą, z którą każdy z nas się rodzi., a która potem jest wygaszana.
Pedagogika Montessori
W czasach w których powszechnie stosowano kary cielesne do głosu doszła pewna bardzo mądra kobieta, Włoszka, która absolutnie nie zgadzała się z ówcześnie panującym modelem. O Marii Montessori i jej systemie oświaty słyszał choć trochę chyba każdy. Była pedagogiem, antropologiem i lekarzem, dlatego wszystkie formułowane przez siebie założenia popierała dowodami naukowymi i dokładną obserwacją dzieci.
„Edukacja nigdy więcej nie powinna być w głównej mierze przekazywaniem wiedzy, ale musi przyjąć nową formę, szukając uwolnienia dla ludzkich możliwości.” Dr Maria Montessori
Metoda Montessori opiera się w głównej mierze na poszanowaniu indywidualności każdego dziecka, biorąc pod uwagę jego rozwój umysłowy, fizyczny i emocjonalny. Czyli znów, nie jak w tradycyjnym systemie oświaty gdzie dzieci traktuje się jak klasę, grupę, a zupełnie odwrotnie, z indywidualnym podejściem do każdego z nich, z dostosowaniem się do jego potrzeb, biorąc pod uwagę różnorodność zainteresowań i charakterów, świadomość że przecież każde dziecko jest inne.
Rolą nauczycieli jest baczne obserwowanie dziecka i coraz rzadsza interwencja w miarę jego rozwoju. Wszystko to ma odbywać w spokoju, radości i w ustalonym porządku, by budować atmosferę bezpieczeństwa i jednocześnie uczyć samodyscypliny oraz budować poczucie pewności siebie.
Jakie są dzieci montessoriańskie?
- skoncentrowane na zadaniach
- odpowiedzialne,
- pewne siebie, ponieważ wierzą że mają realny pływ na rzeczywistość
- potrafiące współczuć i chętne do pomocy
- cierpliwe
- potrafią pracować w ciszy, dbające o porządek
- potrafią pracować indywidualnie i w grupie
- spontaniczne
I to bez kar. Bez nagród. Bez sztywnie panujących reguł. A z poszanowaniem potrzeb i naturalnych zainteresowań każdego małego człowieka.
W tradycyjnej szkole dzieci zdobywają wiedzę jedynie poprzez słuchanie lub czytanie. Tu wykorzystują wszystkie 5 zmysłów. Uczą się tego na co mają ochotę w danym momencie, czyli w pewnym stopniu same wyznaczają kierunek rozwoju. Znów w centrum jest dziecko,a my mamy za zadanie stworzyć mu odpowiednie otoczenie do rozwijania własnych pasji. Nie ma tu nagród i kar. Szanuje się wybory dziecka. Brak szczegółowego planu, książek i zadań. Klasy są często mieszane wiekowo, przez co dzieci uczą się od siebie. Dzieci same wybierają czego w danej chwili chcą się uczyć, czy chcą pracować same czy w grupie, jakich pomocy potrzebują- zaspokaja to ich naturalną potrzebę autonomii. Wszystko to odbywa się jednak w nauce wzajemnego poszanowania siebie i wykonywanej pracy. Dzieci nauczone są też dbania o swoje stanowisko pracy oraz o rzeczy którymi się posługują.
Nikt z nas zmuszany do czegokolwiek, nie będzie wykonywał swojej pracy z przyjemnością i szybko straci nią zainteresowanie.
Co ciekawe problem braku dyscypliny, mimo braku kar i tego typu narzędzi, nie istnieje. Wystarczy jedynie właściwie ukierunkować uwagę każdego z dzieci i pozwolić mu na pracę mu przyjaznym otoczeniu.
Rolą nauczyciela nie ma być podporządkowanie swoim decyzjom a pomoc każdemu dziecku w rozwijaniu się i podejmowaniu własnych inicjatyw. Trzeba też pamiętać, że samodyscyplina nie pojawia się od razu, lecz kształtuje się z czasem. Popłaca tu cierpliwość.
Życzę sobie i wszystkim dzieciom oraz ich rodzicom, aby przestarzałe metody nauczania w Polsce odeszły do lamusa i to co tak przecież lubimy, czyli naśladowanie Zachodu weszło nam w tej kwestii w krew, bo akurat tu naszych sąsiadów należy pochwalić.
O alternatywnych metodach nauczenia pisałam też tu:
i tu:
Alternatywa dla tradycyjnego systemu oświaty- pedagogika Waldorfska



