Sponsorem mojego dzisiejszego nastroju jest cała gromada niebezpiecznych E w słodyczach. To E to nie żaden tajemny szyfr, choć czasem mam wrażenie że producenci kamuflują co mogą. Ale po kolei.
Wczoraj miarka się przebrała. Przyszła do mnie znajoma. Młoda osoba, dbająca o to co je, o linię, uprawiająca sporty, zadbana, wiecie taka fit, a’la Chodakowska. I jak to zwykle bywa, jak to gość nie przyszła z pustymi rękami. Miło z jej strony, chociaż wolałabym aby nie przyniosła nic… No bo wiadomo dzieci i te sprawy. I tak się jakoś utarło, że dzieciaki to takie sępy patrzące tylko co u progu kto im da. Ale spoko, to kwestia wychowania. Na szczęście u nas tego nie ma. A chłopcy wiedzą że goście to nie święci Mikołaje, a idea ich przyjścia polega na czymś zgoła innym.
Śliczne, pyszniutkie lizaczki fantastycznym źródłem tajemniczego E w słodyczach
Ale wracając do znajomej…Przyniosła 2 cudne lizaki chłopcom. Świąteczne, piękne, aż się micha cieszyła patrząc na nie, dzieła sztuki wręcz. Tyle, że te dzieła sztuki to tablica Mendelejewa w czystej postaci. Jak zaczęłam czytać skład (odkąd mam dzieci staram się czytać składniki tego co jemy) poza cukrem (który okazał się i tak w tej całości najzdrowszy spośród wszystkiego) nie znalazłam nic poza różnymi rodzajami chemicznych E-cudów. Aż mnie zęby zabolały. I głowa, bo na końcu widniał ledwo widoczny napis „może powodować nadpobudliwość i zmniejszenie koncentracji u dzieci”. Szok! What’s the FUck?! I tak się zastanawiam, dlaczego wielkość czcionki nie jest choćby taka jak ta na paczkach papierosów, niosąca tam informację o ich szkodliwości? Poza tym większość z kupujących nie wie co ów E z ogonkiem liczb oznacza, zresztą przygotowując ten wpis, w pewnym momencie dostałam gęsiej skórki. Zresztą sami zobaczcie- wszystko to występuje w produktach dla dzieci:
E132- indygotyn, może powodować reakcje alergiczne, nadpobudliwość, przypuszcza się, że ma działanie rakotwórcze
E142, zieleń, alergie, reakcje astmatyczne
E173, aluminium, używany do ozdabiania ciast, tortów i tutaj UWAGA „…może powodować chorobę Alzheimera, choroby nerek i płuc, jest także toksyczny dla układu rozrodczego, krwionośnego i nerwowego”.
i KOLEJNY SZOK: E400, kwas alginowy, dodawany do produktów dla niemowląt, jest niebezpieczny dla kobiet w ciąży
Ale to jeszcze nic, kolejne E, powodują także białaczki (np aspartam), nowotwory pęcherza, wątroby, nerek…
Wiem, że chemii nie da się uniknąć we współczesnym świecie, ale da się ograniczyć jej spożywanie
A już spożywanie nienaturalnie kolorowej żywności, która nie psuje się, a jej termin ważności kończy się w 2018 roku powinna wzbudzić naszą czujność i zmusić wielu do refleksji.
A to dopiero początek, bo okres świąteczny dopiero się zacznie, więc okazji do obdarowania nie braknie. W tamtym roku chłopcy dostali 4,5 kg różnego rodzaju słodyczy- tak zważyłam, bo sama już nie wiedziałam czy dobrze widzę, czy to oczy płatają mi figle. Ale waga nie kłamała. No gdyby to zjedli, to nafosforyzowani albo zaczęliby świecić w nocy albo zęby wypadłyby im hurtowo, a żołądek zapchał się i przestał pracować 😉 Tego starczyłoby dla całego przedszkola (i przypuszczam że jeszcze by zostało).
Ze starszymi dzieciakami jest łatwiej, można im wiele wytłumaczyć, ale wyobraźcie sobie minę brzdąca który właśnie dostał kolorowiaste cudaśne jedzonko, które to mamusia w całości od razu sprzątnęła mu z przed nosa. No koniec świata dla niego po prostu…
Prośby i groźby nie dają rady
Najgorsze jest to, że część z obdarowujących wcześniej poproszona o nie przynoszenie cukierków itp. w ogóle nie stosuje się do próśb. Wstyd się przyznać, ale nawet moja mama w tamtym roku dawała po kryjomu w tajemnicy przede mną po „cukierasku”. No bo jak twierdziła, to przecież dzieci, a one muszą „czasem” coś słodkiego przegryźć. Uwierzcie ręce mi opadły, ale dobrze przeprowadzona rozmowa zrobiła swoje.
Nie, nie z mamą, ale z moim starszym synem, który wie już, że słodycze zdrowe nie są i jedzone w nadmiarze powodują próchnicę, grzybicę przewodu pokarmowego, obniżenie odporności itd. Taka ze mnie okropna matka, że wystraszyłam tym może dziecko, ale uważam że od małego powinno mieć świadomość, z czym to się je. Nie pomyśl że jestem jakąś tyranką. Bo czekoladę sama uwielbiam i jem ją czasem nawet w nadmiarze (szczególnie wpływa na to mój pms). Zresztą chłopcy też czasem skubną, ale nie zamiast obiadu, czy innego posiłku. A i o takich przypadkach często słyszę- „bo dziecko nie chciało nic zjeść, to batonika chociaż dałam żeby głodne nie chodziło”. Kurtyna…
Wiem że każdy chyba ma nieraz ochotę na słodkie, ale wtedy chętnie sięgamy po bakalie. Ale uwaga, te zrobione w domu, bo kupne są zakonserwowane dwutlenkami siarki i siarczanami (te z kolei mogą powodować zakłócenia pracy jelit, bóle głowy a nawet napady astmatyczne) Serio, to jest do zrobienia. Moje dzieci naprawdę wolą suszoną żurawinę, śliwki czy rodzynki od tych wszystkich sztuczności. Podniósł im się też apetyt. Już nie ma marudzenia przy stole. Wsuwają nawet zieleninę.
Zainwestujcie w kryształ albo puder- cukier krzepi!
No ludzie, przynoszenie dzieciom (tym bardziej nie swoim) kilogramami!!! cukru to nie jest najlepszy pomysł. Już lepiej od razu przynieście kilogram „Królewskiego”, przynajmniej do herbaty będzie 🙂 Uwierzcie, dużo ryzykujecie przestępując próg dzieciatych znajomych objuczeni torbami ze słodkim proszkiem. Gdybyście widzieli moją minę, pewno strach by Was obleciał ;)Nie po to sama piekę im ciasta żeby jakoś osłodzić im życie, daję „zdrowsze” słodycze własnej roboty, bez tych wszystkich ulepszaczy, by potem zafundować im ciężarówkę ukrytych w kolorowych lizakach, czy żelkach niezdrowych substancji.
Nie chcecie zjawić się z pustymi rękami (chociaż nie uważam że przynoszenie drobiazgu to obowiązek, raczej miły gest), kupcie jakąś książeczkę, kredki, owoce, czy wspomniane wcześniej bakalie.
Strzeżcie się E w słodyczach i…mnie
W tym roku postanowiłam że będzie inaczej. Uprzedzeni wcześniej goście, nie stosujący się do mojej wyraźnej prośby (nie będę przecież nikomu w torbach przed wejściem grzebać) zwyczajnie będą wypraszani. Albo wiem, lepiej. Komisyjnie będą zmuszeni do zjedzenia tego WSZYSTKIEGO co przynieśli. NA RAZ i fundowania wizyt stomatologicznych moim pociechom 😉 I może zionie ode mnie teraz brakiem wychowania, ale jak inaczej mam bronić się przed tonami cukrów i chemicznych świństw, jeśli uświadamianie i grzeczne prośby nie pomagają? Tłumaczenie że to tylko od święta mnie nie satysfakcjonuje. I to na pewno nie przypadek że objadając się tymi cukro-chemiami dzieciakom odporność spadała na łeb na szyję. I to nie tylko od święta. Za to jej odzyskiwanie trwa o wiele dłużej.
I czemu by nie uczynić tradycją, że w mikołajowych paczkach zamiast gum, cukierków, lizaków i innych takich nie znaleźć miały by się bakalie (żurawina, suszone morele, rodzynki, suszone plastry jabłek, gruszek)? Lub owoce takie jak cytrusy czy banany. Czasem wydaje mi się że gdzieś podświadomie siedzi w nas przeświadczenie z czasów naszego dzieciństwa gdzie słodyczy brakowało, wszystko było na kartki. Zapominając że dziś sklepowe półki uginają się wręcz od słodkości a reklamy też nie pozostają w tyle starając się zachęcić do jak największych cukrowych zakupów.



