Jak nie zwariować w macierzyństwie non- stop opiekując się własną gromadką dzieci, których energia jest niczym wulkan? Jak nie zatracić w tym całym byciem super-mamą siebie samej? Tak by nie zapomnieć również o sobie i własnych potrzebach? Co zrobić by choć na chwilę odetchnąć i mieć choć minute dla samej siebie?
Cały dom na mojej głowie
Z dziećmi całymi dniami jestem głównie sama. Odkąd zostałam mamą przesterowałam swoje myśli tak, że najważniejsza dla mnie jest rodzina. Opieka, zabawa z maluchami, sprawienie by byli szczęśliwi. Na drugim miejscu są moje potrzeby- dlaczego na drugim, a nie pierwszym? Ponieważ jak dzieci są zadowolone, szczęście dopada i mnie. Moimi potrzebami są też chwile odpoczynku, więc jak dzieci śpią, albo zajmuje się nimi tata, robię sobie czasem domowe spa, albo idę na zakupy, do koleżanki, albo po prostu odsypiam.
Nie wynika to z mojego egoizmu, bo złośliwi powiedzą, że mogę wtedy np. umyć podłogę. Choć trochę wypoczęta i zrelaksowana mama dostaje podwójnych sił. Każdy, dosłownie każdy mimo największej miłości do swoich pociech potrzebuje chwili dla siebie, by zregenerować umysł i ciało, by zrestartować myśli. By najzwyczajniej w świecie odpocząć. Dopiero na trzecim miejscu moich priorytetów jest ogarnięcie mieszkania… Nie znaczy to, że potykamy się o śmieci. Nie, ale rozrzucone po pokoju dzieci zabawki, bałaganem nie są, przynajmniej do wieczora, kiedy je wspólnie z chłopcami zbieramy. Gdybym miała się ich zbieraniem zajmować, za każdym razem kiedy lądują na dywanie, nie starczyło by mi czasu.
Zapamiętamy czas spędzony wspólnie a nie wypucowaną podłogę
Wystarczy cofnąć się pamięcią wstecz. Co pamiętacie z dzieciństwa? Nieskazitelnie czyste mieszkanie, szyby bez smug, wypastowaną podłogę, czy mamę/tatę bawiących się z Wami w piłkę, grających w gry, rysujących z Wami? Moim marzeniem jest aby moje dzieci zapamiętały mnie, jako mamę która poświęciła im maksymalnie dużo uwagi. Która robiła z nimi babki z piasku, biegała boso po trawie bawiąc się w berka i piekąc pachnące ciasteczka. Chłopcy za kilka lat nie zwrócą nawet uwagi na to że obiad nie był czterodaniowy, a była np. tylko zupa, nie będą też pamiętać lekko zakurzonej półki.
Co więc zrobić by nie zwariować w macierzyństwie?
Moja doba trwa tylko 24 godziny, tylko raz jest mi dane przeżywanie dzieciństwa moich dzieci i nie chcę tego czasu marnować na rzeczy mniej ważne. Jeśli z czymś nie nadążam, nie mam do siebie o to pretensji. Czasami przez pół dnia tańczymy z chłopcami, malujemy farbami, czy idziemy na długi spacer. Nie wyobrażam nawet sobie, że miałabym np. posadzić dzieci przed telewizorem, po to by co dzień czyścić całymi dniami podłogi. Albo nie skorzystać z pięknej słonecznej pogody, by polerować szyby…
Jeśli zlew jest pusty, obiad ugotowany a dzieci oprane tzn. że wszystko jest ok., a na większe porządki jest czas w jednym wyznaczonym do tego dniu tygodnia. Oczywiście w miarę możliwości uczę porządku też Marcinka, młodszy-Jasiek jest na razie na to za mały i mamy zasadę, że np. razem zbieramy zabawki , którymi się bawiliśmy, razem nakrywamy do stołu i razem ścielimy łóżko. Ale wszystko w granicach zdrowego rozsądku, bo najważniejsze to zachować złoty środek i ustalić sobie priorytety i kierować się nimi bez względu na innych, bo zawsze znajdzie się ktoś kto ten system skrytykuje, ale nie to jest najważniejsze, a to że doceniają mnie własne dzieci, że widzę uśmiechy na ich buziach i to że kiedyś będziemy mieli najwspanialsze wspomnienia.
Koszulka i trampki: Next
Spodnie: Zara
Full Cap: H&M



