Jakiś czas temu w moje ręce wpadła książka pt. Pułapka nadopiekuńczości. Pomyślałam, że ostatnie dni przed porodem to dobry pomysł by ją przeczytać. Myślałam, że zajmie mi to wieczór, góra dwa i po sprawie, bo tematykę jaką porusza wręcz uwielbiam. Tymczasem, w trakcie okazało się że zdecydowanie lepiej jest dozować sobie jej treść w czasie. Tak więc lekturę skończyłam dopiero po tygodniu. I jako rodzic, który wyznaje zasadę rodzicielstwa bliskości muszę Wam powiedzieć, że Pułapka nadopiekuńczości otwiera oczy i ukazuje rodzicielstwo w zupełnie nowym świetle. To nie tak, że z dnia na dzień porzuciłam swoją teorię dotyczącą tego by starać się być jak najbliżej swoich dzieci – w sensie wspierania ich, pomagania, bycia przyjacielem, itd. Zauważyłam jednak ,że takie rozwiązanie także ma swoje minusy. Oraz jak w układzie takim łatwo popełnić błąd. Ale po kolei.
Rodzice helikopterowi
Czy wiecie kim są rodzice helikopterowi? Bo właśnie o nich m.in. jest ta książka.
To rodzice którzy za wszelką cenę starają się ochronić dziecko przed wszelkim złem, tym samym fundując mu fałszywy obraz świata które je otacza. Krążąc 24 godziny na dobę wokół dziecka niczym helikopter swoją nadopiekuńczością okazują swoim dzieciom miłość. To osoby których działanie wynika z ogromnego lęku. Przede wszystkim przed tym, że dziecko nie poradzi sobie samo w życiu. Dlatego wspierają je na każdym kroku, wyręczają, wręcz powiedzieć można żyją za nie, bez względu na to ile pociecha ma lat. Nadopiekuńczość taka staje się dla potomka niezwykle zgubna. Żyjąc bowiem pod kloszem nadopiekuńczego rodzica nie ma ono bowiem okazji zaznać tego czym jest prawdziwe życie. Nie wie co to smak porażki. Żyje w idyllicznym świecie, nie zdolne do podejmowania własnych decyzji.
Nie popełniając błędów, nie ponosząc porażek dzieci helikopterowych rodziców nie potrafią wyciągać wniosków, nie ponoszą żadnych konsekwencji. A w skutek czego nie potrafią przyjąć krytyki na własny temat co w dorosłym życiu jest cechą wręcz konieczną do funkcjonowania w społeczeństwie.
Pułapka nadopiekuńczości
To książka o nadopiekuńczych rodzicach, który zdecydowanie zbyt mocno angażują się w życie swoich dzieci, nie pozostawiając dla nich miejsca na ich własne decyzje i pragnienia. Teoretycznie ich zamiary są dobre. Chcą chronić swoje dzieci. Pragną by korzystały z ich własnego doświadczenia. Co jest w swoim założeniu kompletną bzdurą gdyż to niestety jest nieprzekazywalne. Nadopiekuńczy rodzice opisani w lekturze chcą by ich dzieci za wszelką cenę odniosły w życiu sukces. Ten jednak wykreowany jest na ich miarę i nie toleruje sprzeciwu.
Paradoksem jest, że przekraczając cienką granicę między opiekuńczością i chęcią pomocy a nadopiekuńczością skazują swoje dzieci na bycie nieszczęśliwym. Wyrastają oni na ludzi niezdolnych do samodzielnego życia w prawdziwym bezwzględnym bądź co bądź świecie. Co więcej pozbawieni są oni umiejętności kierowania własnym życiem i podejmowania decyzji.
Dla kogo to pozycja?
Uważam, że dla każdego świadomego rodzica, który chce przede wszystkim wychować swoje dzieci na ludzi szczęśliwych, odpowiedzialnych, zaradnych życiowo i samodzielnych.
Autorka to dziekan amerykańskiego Uniwersytetu Stanforda, matka dwójki nastoletnich dzieci i baczny obserwator. To co podoba mi się najbardziej to to że autorka nie ocenia. Ba! Wręcz przeciwnie. Podkreśla i opisuje błędy które sama popełniła. Swoje spostrzeżenia opiera na obserwacjach i realiach amerykańskich studentów, nastolatków, ludzi w wieku 18-22 lata. Mimo tego uważam, że nasze polskie realia są niezwykle zbliżone do tych opisanych tu. To co je jedynie różni to czas. Mam wrażenie że tu jesteśmy nieco do tyłu, ale wszystko przed nami i droga jaką idziemy jako społeczeństwo jest złudnie podobna. Autorka pokazuje nam mnóstwo grzechów które popełniamy jako zbyt zaangażowani rodzice.
M.in. są to oprócz wymienionych powyżej:
- przesadne dbanie o bezpieczeństwo
- zbyt duża liczba edukacyjnych zajęć, które wybieramy sami, narzucając je pociechom
- wyręczanie dosłownie we wszystkim od najmłodszych lat
- brak zgody na samodzielne podejmowanie decyzji, np tych dotyczących realizacji swoich pasji
To tylko niektóre z nich. Gdybym chciała opisać lub wymienić jedynie tu je wszystkie musiałabym rozbić ten post na dziesięć kolejnych. W zamian za to, gorąco zachęcam Was do zapoznania się z lekturą, która wiele wnosi i nawet jeśli nie ze wszystkimi punktami i spostrzeżeniami autorki się zgodzicie to z pewnością zobaczycie jak obrać taką ścieżkę, by wychować dzieci na ludzi spełnionych. Ja z pewnością nieraz do niej jeszcze wrócę.



